Gdy Marlo spotyka Tully – recenzja filmu Tully

Macierzyństwo nie jest łatwe, ale społeczeństwo i kultura popularna czasem o tym zapominają. W opozycji do peanów o macierzyństwie i wyidealizowanych portretów matek pojawiła się Tully – tragikomiczna historia o trudach bycia matką, ale nie tylko: również o zatraceniu swojej tożsamości, frustracji, presji i przemijaniu.

tully - recenzja

Wraz z nadchodzącym przyjściem na świat trzeciego dziecka Marlo nie czuje ekscytacji lub niepewności, a raczej przemożne zmęczenie. Całą swoją energię poświęca nadwrażliwemu i wymagającemu ogromnej uwagi kilkuletniemu synowi Johanowi oraz córce Sarah. Resztki tej energii poświęca domowi oraz mężowi Drew, który chociaż jest obok, nie angażuje się zanadto jako ojciec i mąż. Po narodzinach trzeciego dziecka pod naporem rodziny Marlo zgadza się zatrudnić nianię nocną. W tej roli pojawia się tajemnicza Tully – dwudziestokilkuletnia, przebojowa, ekscentryczna – która poza sypaniem mądrości rodem z coachingowych poradników – wprowadza (przynajmniej pozorny) ład i spokój w chaotyczne i przeładowane obowiązkami życie Marlo.

Film w reżyserii Jasona Reitmana trafnie przedstawia problemy wynikające z macierzyństwa i społeczne postrzeganie matek. Biologiczne aspekty macierzyństwa tworzą na tyle wiarygodny obraz, że mógłby on skutecznie odwieść od decyzji o posiadaniu potomstwa. Ten efekt realizmu zostaje jednak uzyskany bez wykorzystania drastycznych obrazów – wystarczy przyjrzeć się ociężałemu i zmęczonemu ciału Marlo (w tej roli świetna Charlize Theron), która sama określa je jako mapę strefy wojny. Zostaje również poruszona kwestia sprzecznego postrzegania macierzyństwa przez społeczeństwo: bycie w ciąży czy bycie matką to tylko pozornie stan uprzywilejowany czy błogosławiony, częściej w związku z tym czeka wykluczenie i narastająca ilość oczekiwań. Społeczeństwo przede wszystkim chce widzieć tylko supermatki: które pieką ciasteczka, wyprawiają huczne imprezy urodzinowe dla dzieci, które w pełni żyją życiem swoich dzieci, a oprócz tego są perfekcyjnym partnerkami oraz – oczywiście – poświęcają czas na utrzymanie idealnego wyglądu i samorozwój.

recenzja filmu tully

Tully opowiada także o tożsamości: czy przed i po założeniu rodziny jest się tą samą osobą? Co ulega zmianie? Jak w natłoku obowiązków i oczekiwań dostrzec samego (a właściwie samą) siebie? Marlo traci kontrolę nie tylko przez sam znój macierzyństwa, ale kryjące się pod nim pytania o przemijanie i zmiany; o to, kim właściwie jest i kim była.

Nie jest to jednak film pozbawiony słabości. Gdy zostaje odkrytych większość kart prowadzących do rozwiązania historii, zdaje się ona nieco banalna, odbioru nie polepsza momentami groteskowo irytująca postać Tully oraz właściwie brak zwieńczenia opowieści, która ma w założeniu także opowiadać o partnerstwie, ale ostatecznie niewiele o nim mówi (zaledwie stawia pewną diagnozę jego dotyczącą). Mimo to warto przymknąć oko na te wady: film skutecznie utrzymuje uwagę widza między innymi przez dynamiczny montaż oraz scenariusz – błyskotliwe dialogi okraszone absurdem i czarnym humorem. Tully to świetnie zrealizowany i całkiem zręcznie napisany komediodramat, który bawi i przekazuje kilka trafnych refleksji.

tytuł: Tully
reżyseria: Jason Reitman
scenariusz: Diablo Cody
gatunek: dramat, komedia
produkcja: USA
premiera: 11 maja 2018 (Polska), 23 stycznia 2018 (świat)
obsada: Charlize Theron, Mackenzie Davis, Mark Duplass, Ron Livingston
ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Wysoki Poziom Kultury , Blogger