Młodzieńczy niepokój i rock’n’roll, czyli o moich filmowych i muzycznych sentymentach
Pamiętacie film o zadziornej, ale sympatycznej nastoletniej Juno, która zalicza wpadkę ze swoim kumplem Bleekerem? Bardzo często wracam do tego filmu ze względu na sympatię do głównej bohaterki, która jak na swój wiek ma nad wyraz silny charakter i… nadzwyczaj dobry gust muzyczny.
W jednej ze scen Juno wspomina o swojej muzycznej „świętej trójcy”: Iggym Popie, Patti Smith i The Runaways. Gdybym miała wskazać moją rockową „trójcę” prawdopodobnie tworzyłby ją David Bowie, Iggy Pop i Lou Reed, jednak szkoda byłoby mi pomijać wiele innych twórców i kapel, które darzę sentymentem: ogólnie mam słabość do muzyki protopunkowej, punkowej i nowofalowej. Tak też, jeśli w jakimś filmie, nawet przeciętnym, pojawia się odniesienie do takiej muzyki, chociażby w postaci plakatu na ścianie lub koszulki noszonej przez bohatera, to zaczynam oceniać film lepiej, niż na to zasługuje i po jakimś czasie z chęcią do niego wracam. Często te rockandrollowo-popkulturowe odniesienia nie pojawiają się bez powodu, zazwyczaj dopełniają nostalgiczny obraz młodości. A oprócz muzyki to młodość jest moim jednym z ulubionych filmowych tematów.
Najbardziej trafia do mnie specyficzne ujęcie młodości, w którym zawiera się zarazem beztroska, niewinność, jak i zagubienie, lęk przed dorosłością i niezgoda na zastaną rzeczywistość – dla mnie połączenie tych wszystkich elementów tworzy temat, który nazywam „młodzieńczym niepokojem”. Uważam, że modelowymi filmami, które wyraźnie wyrażają ów młodzieńczy niepokój, są Przekleństwa niewinności oraz Donnie Darko, jednak nie o nich będę pisać w tej notce. Po pierwsze, w tym filmie Sofii Coppoli brakuje rockowego wątku muzycznego (ale za to gra cudowna muzyka elektroniczna duetu Air), a po drugie są to dobre filmy, które i tak ceniłabym wysoko, nawet gdyby miały inną ścieżkę muzyczną czy inne nawiązania do popkultury. Niedawno jednak uświadomiłam sobie, że wyjątkowo często wracam do filmów, których, co prawda, nie oceniam jako nieudane, ale podbiły moje serce przede wszystkim dzięki pewnym ich odniesieniom do muzyki rockowej i często, aczkolwiek nie zawsze, współgrającym z nimi wątkiem młodości.
Każdy, kto choć trochę mnie zna, wie, jakim uczuciem darzę Davida Bowiego. Wyszukiwanie nawiązań do jego muzyki czy wizerunków scenicznych można by nazwać moim hobby. Szczególnie oczarowują mnie filmowe ujęcia nastolatków naśladujących Davida Bowiego, bo ich fascynacja jest dla mnie całkowicie zrozumiała. W początkowych scenach The Runaways: Prawdziwa historia młodziutka Cherie Currie przygotowuje się do występu w konkursie talentów, podczas którego ma wykonać piosenkę Lady Grinning Soul. Przed wyjściem na scenę zostaje przedstawiony jej rytuał przemiany – a przynajmniej próby dokonania tej przemiany – niezwykłą istotę bliską Ziggy’emu Stardustowi: bohaterka robi makijaż z charakterystyczną przecinającą twarz błyskawicą inspirowany okładką Aladdin Sane i – mimo kąśliwych uwag swojej siostry – przycina włosy, aby bardziej upodobnić się do swojego idola.
Wiadomo, że fabuła filmu Velvet Goldmine była inspirowana pewnymi wątkami z życiorysu Davida Bowiego, chociaż ani razu nie pada w nim imię artysty ani nie słychać jego piosenek, jednak i tak rzuca się w oczy glam rockowy blichtr od razu przywodzący na myśl postać Ziggy’ego Stardusta. Młodzi występujący w filmie naśladują wizerunek swojego idola, podobnie jak setki dzieciaków w latach 70. i 80. chciały wyglądać jak David Bowie. W Control, filmie biograficznym poświęconym życiu Iana Curtisa, lidera Joy Division, główny bohater, zanim zaczyna śpiewać na scenie, śpiewa w swoim pokoju, zresztą na ścianach którego znajdują się wycinki i plakaty z Lou Reedem i Davidem Bowiem. W jednej scenie Ian przed lustrem próbuje naśladować uwodzicielskie ruchy Bowiego i wyśpiewuje krótki fragment piosenki The Jean Genie i widz nawet nie znając historii Curtisa, wie, że pewnego dnia ten bohater stanie na dużej scenie.
Z kolei w 500 dniach miłości najbardziej urzeka mnie scena spotkania Toma i Summer w sklepie muzycznym, kiedy rozmawiają o swoich ulubionych członkach The Beatles. Na początku ich znajomości bohater jeszcze bardziej zachwyca się dziewczyną, gdy odkrywa, że też uwielbia zespół The Smiths. Co do wspomnianego powyżej Joy Division, sztandarowego zespołu postpunkowego, muzyka tego nurtu często pojawia się w soundtrackach filmów Sofii Coppoli. Z tego powodu lubię wracać do Marii Antoniny – chociaż nie uważam go za bardzo dobry obraz – ale sprawia mi radość sama obecność w nim piosenek New Order i The Cure. Uważam też, że Trainspotting nie byłby tak energetyczny, gdyby nie otwierający historię utwór Iggy’ego Popa Lust for Life. Podobnie miłym dla mnie akcentem są inne wątki związane z Iggym Popem.
W Adventureland wszechobecne są plakaty i koszulki z Davidem Bowiem i Lou Reedem czy punkowych zespołów takich Buzzcocks, a soundtrack filmu też składa się przede wszystkim z ich utworów. Mike, jeden z bohaterów, stara się imponować dziewczętom nie swoim samochodem czy elokwencją, a tym, że jakoby zdarzyło mu się grać na scenie z Lou Reedem. Najbardziej zaś urzekł mnie króciutki fragment jednej sceny, w której James, główny bohater, mówi Emily, dziewczynie, w której się zadurzył, że nagrał dla niej na kasetę magnetofonową składankę swoich ulubionych najbardziej przygnębiających utworów. Po obejrzeniu tego fragmentu uświadomiłam sobie wówczas, dlaczego tak bardzo lubię filmowe nawiązania do muzyki rockowej i wątek „młodzieńczego niepokoju” i dlaczego też można je spotkać tak w wielu filmach. Po prostu chodzi o tęsknotę za tym, co przeminęło. Pewnie niejeden twórca podobnego filmu, będąc nastolatkiem, miał na ścianach swojego pokoju plakaty, na których widniały wizerunki Lou Reeda, The Beatles, Davida Bowiego, The Clash czy Joy Division. Po latach idealizuje okres młodości, chociaż oprócz beztroskich chwil wówczas doświadczył także tych boleśniejszych, ale wszystkie te przeżycia łączyła ta sama muzyka.
Mimo młodego wieku czasem tęsknię za punkowymi koncertami i nagrywaniem kaset z moimi ulubionymi utworami. Brakuje mi też tego, czego nigdy nie miałam okazji doświadczyć, na przykład oczekiwania na koncert ulubionych artystów, tych, którzy przed laty porywali za sobą tłumy. A niektóre filmy, nawet te nie zawsze dobre, nawet te tylko z jedną wyjątkową sceną czy nawiązaniem muzycznym, dają mi cząstkę tego, za czym czasem zdarza mi się tęsknić.
Gdybym znowu miała 16 lat, Juno byłaby dla mnie idealną kumpelą |
David Bowie, Iggy Pop i Lou Reed. Aż trudno uwierzyć, że z tej trójki (a właściwie czwórki – na koszulce Iggy'ego widnieje wizerunek Marca Bolana, lidera T-Rex) pozostał tylko Iggy |
Każdy, kto choć trochę mnie zna, wie, jakim uczuciem darzę Davida Bowiego. Wyszukiwanie nawiązań do jego muzyki czy wizerunków scenicznych można by nazwać moim hobby. Szczególnie oczarowują mnie filmowe ujęcia nastolatków naśladujących Davida Bowiego, bo ich fascynacja jest dla mnie całkowicie zrozumiała. W początkowych scenach The Runaways: Prawdziwa historia młodziutka Cherie Currie przygotowuje się do występu w konkursie talentów, podczas którego ma wykonać piosenkę Lady Grinning Soul. Przed wyjściem na scenę zostaje przedstawiony jej rytuał przemiany – a przynajmniej próby dokonania tej przemiany – niezwykłą istotę bliską Ziggy’emu Stardustowi: bohaterka robi makijaż z charakterystyczną przecinającą twarz błyskawicą inspirowany okładką Aladdin Sane i – mimo kąśliwych uwag swojej siostry – przycina włosy, aby bardziej upodobnić się do swojego idola.
Oddany fan Davida Bowiego próbuje, albo przynajmniej o tym marzy, aby choć na chwilę przybrać wizerunek Ziggy'ego |
Uwaga, koszulka Toma jest spoilerem |
Nadal marzą mi się takie plakaty w moim pokoju |
Mimo młodego wieku czasem tęsknię za punkowymi koncertami i nagrywaniem kaset z moimi ulubionymi utworami. Brakuje mi też tego, czego nigdy nie miałam okazji doświadczyć, na przykład oczekiwania na koncert ulubionych artystów, tych, którzy przed laty porywali za sobą tłumy. A niektóre filmy, nawet te nie zawsze dobre, nawet te tylko z jedną wyjątkową sceną czy nawiązaniem muzycznym, dają mi cząstkę tego, za czym czasem zdarza mi się tęsknić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz