Festiwal Tofifest: Podsumowanie filmowe #1
Każdy festiwal filmowy przynosi niespodzianki. Tegoroczna edycja Tofifest przyniosła mi kilka odkryć, ale też parę rozczarowań i jak co roku także żal, że festiwal dobrnął do końca. Mimo zmęczenia chciałabym, aby trwał znacznie dłużej, a liczba obejrzanych przeze mnie filmów była jak największa. Dlatego żeby jeszcze pożyć festiwalowymi emocjami, oto pierwsza część zestawienia filmów obejrzanych w ramach festiwalu Tofifest.
Dziewięcioletnia nieposłuszna dziewczynka Sól zostaje wysłana do krewnych mieszkających na odległej islandzkiej wsi, co ma nauczyć ją pokory i życia w innym środowisku. Ostatecznie poznaje coś innego: przyglądając się poczynaniom zamkniętego w sobie wujostwa, rozmiłowanego w słowie pisanym parobka Jóna oraz pozornie pewnej siebie Ásty dostrzega mroczną naturę człowieka.
The Swan stara się poetycko przedstawić zakamarki ludzkiej psychiki, ale nie radzi sobie z tym zadaniem. Historia jest pełna luk i nieukończonych wątków, a postacie i dialogi są mało wiarygodne i egzaltowane. Tempo filmu jest dość powolne, ale dzięki temu można przyjrzeć się zachwycającym islandzkim krajobrazom, dla których można spróbować obejrzeć The Swan.
We współczesnym Maroko pozamałżeńskie kontakty seksualne są karane więzieniem. Dlatego gdy dwudziestoletnia Sofia uświadamia sobie, że jest w ciąży, wpada w panikę, ponieważ grozi jej niebezpieczeństwo. Sofia musi przejść trudną drogę i podjąć ryzykowne decyzje, aby ocalić siebie, dziecko i honor rodziny.
Niestety Sofia to dramat społeczny bez dramatu. Niewątpliwie podejmuje ważne kwestie, ale sposób ich przedstawienia pozostawia wiele do życzenia. Nie ma tu pełnokrwistych postaci, nie są one też dobrze zagrane, a co najgorsze, brakuje napięcia, przez co nawet kluczowe momenty historii spływają po widzu jak po kaczce. Mimo tego społecznego wymiaru Sofia tylko przedstawia pewien wycinek rzeczywistości, ale nie dokonuje jego analizy ani nie szuka możliwych rozwiązań.
Irańska aktorka Behnaz Jafari jest zszokowana po otrzymaniu nagrania od nastolatki, której rodzina zmusza ją do rzucenia studiów aktorskich w Teheranie. Behnaz wraz z filmowcem Jafarem Panahi (we własnej osobie) wyrusza na prowincję, by odnaleźć zrozpaczoną dziewczynę. Podczas poszukiwań dowiadują się, że w jednej z wiosek mieszka osamotniona i odrzucona przez lokalną społeczność dawna aktorka, której szczyt kariery przypadł na czas przed rewolucją w Iranie. Okazuje się, że wszystkie te trzy kobiety mają ze sobą wiele wspólnego.
Trzy twarze poruszają liczne problemy społeczne, głównie te dotyczące ograniczonych praw kobiet i konserwatywnego społeczeństwa, ale w przeciwieństwie do opisanego wcześniej filmu Sofia, wyrażają to przez intrygującą i trzymającą w napięciu historię. Tematem jest tu też irańska prowincja o głęboko zakorzenionych przekonaniach i wierzeniach. Mieszkańcy chociaż cechują życzliwością i gościnnością, to również ważne dla nich jest podtrzymanie tradycji, jakkolwiek jej przejawy byłyby absurdalne lub restrykcyjne. Jahar Panahi pokazuje problemy irańskiego społeczeństwa, ale ich ciężar równoważy dość ciepłym humorem i nadziei na lepsze.
Kolejna filmowa opowieść, w której kobieta musi stawić czoła niesprzyjającej sytuacji życiowej i nieprzychylnemu jej społeczeństwu. W północnym Iranie Aban zarządza zbiorem pomarańczy w sadach i zajmuje się dostawą owoców. Gdy otrzymuje największe dotychczasowe zlecenie, czekają ją liczne przeszkody, tworzone także przez jej konkurencję. Aban nie ma wyboru i musi zrobić, to robiła przez większość życia, czyli wykazać się siłą i determinacją.
Mocnym punktem Orane Days jest główna bohaterka, która pomimo chłodu emocjonalnego i przepracowania, ma w sobie coś przyciągającego, że chce śledzić się jej losy. Szkoda, że pozostałe postacie, jak mąż Aban czy inne pracownice sadu, nie zostały lepiej przedstawione. Jest to film dość wyciszony i minimalistyczny, przez co jednak brakuje mu pewnego wyrazu, aby zapamiętać go na dłużej.
Maciej Kornet (w tej roli świetny Jacek Braciak) trenuje swoją nastoletnią córkę Wiktorię. Spędzają wakacje w trasie – od jednych do kolejnych zawodów tenisowych. Na pierwszy rzut oka mają ze sobą dobre i bliskie relacje, ale niebawem ujawniają się ukrywane żale ich obojga. Sytuacji nie polepsza obecność Igora, nieco roztrzepanego chłopaka, którego Maciej także postanawia trenować.
Takich komediodramatów brakuje w polskim kinie, w którym dominują skrajności: albo mierne komedie romantyczne z lokowaniem produktów reklamowych, albo kino o znacznie większym ciężarze emocjonalnym i tematycznym. Córka trenera to całkiem dobry film, ale po którym nie grożą stany depresyjne; ma dużo lekkości, humoru, ale też nutę melancholii i goryczy.
The Swan (2018)
Svanurinn, reż. Ása Helga Hjörleifsdóttir
Dziewięcioletnia nieposłuszna dziewczynka Sól zostaje wysłana do krewnych mieszkających na odległej islandzkiej wsi, co ma nauczyć ją pokory i życia w innym środowisku. Ostatecznie poznaje coś innego: przyglądając się poczynaniom zamkniętego w sobie wujostwa, rozmiłowanego w słowie pisanym parobka Jóna oraz pozornie pewnej siebie Ásty dostrzega mroczną naturę człowieka.
The Swan stara się poetycko przedstawić zakamarki ludzkiej psychiki, ale nie radzi sobie z tym zadaniem. Historia jest pełna luk i nieukończonych wątków, a postacie i dialogi są mało wiarygodne i egzaltowane. Tempo filmu jest dość powolne, ale dzięki temu można przyjrzeć się zachwycającym islandzkim krajobrazom, dla których można spróbować obejrzeć The Swan.
Sofia (2018)
reż. Meryem Benm’Barek-Aloïsi
We współczesnym Maroko pozamałżeńskie kontakty seksualne są karane więzieniem. Dlatego gdy dwudziestoletnia Sofia uświadamia sobie, że jest w ciąży, wpada w panikę, ponieważ grozi jej niebezpieczeństwo. Sofia musi przejść trudną drogę i podjąć ryzykowne decyzje, aby ocalić siebie, dziecko i honor rodziny.
Niestety Sofia to dramat społeczny bez dramatu. Niewątpliwie podejmuje ważne kwestie, ale sposób ich przedstawienia pozostawia wiele do życzenia. Nie ma tu pełnokrwistych postaci, nie są one też dobrze zagrane, a co najgorsze, brakuje napięcia, przez co nawet kluczowe momenty historii spływają po widzu jak po kaczce. Mimo tego społecznego wymiaru Sofia tylko przedstawia pewien wycinek rzeczywistości, ale nie dokonuje jego analizy ani nie szuka możliwych rozwiązań.
Trzy twarze (2018)
Se rokh, reż. Jafar Panahi
Irańska aktorka Behnaz Jafari jest zszokowana po otrzymaniu nagrania od nastolatki, której rodzina zmusza ją do rzucenia studiów aktorskich w Teheranie. Behnaz wraz z filmowcem Jafarem Panahi (we własnej osobie) wyrusza na prowincję, by odnaleźć zrozpaczoną dziewczynę. Podczas poszukiwań dowiadują się, że w jednej z wiosek mieszka osamotniona i odrzucona przez lokalną społeczność dawna aktorka, której szczyt kariery przypadł na czas przed rewolucją w Iranie. Okazuje się, że wszystkie te trzy kobiety mają ze sobą wiele wspólnego.
Trzy twarze poruszają liczne problemy społeczne, głównie te dotyczące ograniczonych praw kobiet i konserwatywnego społeczeństwa, ale w przeciwieństwie do opisanego wcześniej filmu Sofia, wyrażają to przez intrygującą i trzymającą w napięciu historię. Tematem jest tu też irańska prowincja o głęboko zakorzenionych przekonaniach i wierzeniach. Mieszkańcy chociaż cechują życzliwością i gościnnością, to również ważne dla nich jest podtrzymanie tradycji, jakkolwiek jej przejawy byłyby absurdalne lub restrykcyjne. Jahar Panahi pokazuje problemy irańskiego społeczeństwa, ale ich ciężar równoważy dość ciepłym humorem i nadziei na lepsze.
Orange Days (2018)
Rooz-haye Narenji, reż. Arash Lahooti
Kolejna filmowa opowieść, w której kobieta musi stawić czoła niesprzyjającej sytuacji życiowej i nieprzychylnemu jej społeczeństwu. W północnym Iranie Aban zarządza zbiorem pomarańczy w sadach i zajmuje się dostawą owoców. Gdy otrzymuje największe dotychczasowe zlecenie, czekają ją liczne przeszkody, tworzone także przez jej konkurencję. Aban nie ma wyboru i musi zrobić, to robiła przez większość życia, czyli wykazać się siłą i determinacją.
Mocnym punktem Orane Days jest główna bohaterka, która pomimo chłodu emocjonalnego i przepracowania, ma w sobie coś przyciągającego, że chce śledzić się jej losy. Szkoda, że pozostałe postacie, jak mąż Aban czy inne pracownice sadu, nie zostały lepiej przedstawione. Jest to film dość wyciszony i minimalistyczny, przez co jednak brakuje mu pewnego wyrazu, aby zapamiętać go na dłużej.
Córka trenera (2018)
reż. Łukasz Grzegorzek
Maciej Kornet (w tej roli świetny Jacek Braciak) trenuje swoją nastoletnią córkę Wiktorię. Spędzają wakacje w trasie – od jednych do kolejnych zawodów tenisowych. Na pierwszy rzut oka mają ze sobą dobre i bliskie relacje, ale niebawem ujawniają się ukrywane żale ich obojga. Sytuacji nie polepsza obecność Igora, nieco roztrzepanego chłopaka, którego Maciej także postanawia trenować.
Takich komediodramatów brakuje w polskim kinie, w którym dominują skrajności: albo mierne komedie romantyczne z lokowaniem produktów reklamowych, albo kino o znacznie większym ciężarze emocjonalnym i tematycznym. Córka trenera to całkiem dobry film, ale po którym nie grożą stany depresyjne; ma dużo lekkości, humoru, ale też nutę melancholii i goryczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz