Soundtrack dnia codziennego – recenzja filmu Baby Driver
Pewnie znacie to świetne uczucie towarzyszące podróży: gdy podziwiając zmieniający się krajobraz za oknem pociągu lub autobusu, słuchacie piosenki, która dopełnia całą tę chwilą, wyraża to, kim jesteście i dokąd zmierza wasze życie. Nagle wszystko nabiera sensu i charakteru, a wy czujecie się aktorami własnego filmu. Właśnie o tym pragnieniu ścieżki muzycznej do codzienności opowiada znakomity Baby Driver.
Baby. Tak, główny bohater ma ksywę Baby, bo jest najmłodszy w towarzystwie mafii i rabusiów, z którymi współpracuje. Na pierwszy rzut oka wygląda niepozornie, bo właściwie to introwertyczny nastolatek z ciemnymi okularami na nosie i słuchawkami w uszach. Jaka jest jego supermoc? Wozi różnych podejrzanych typów na napady i rozboje, ponieważ jest niezawodnym kierowcą. Tak, jest tym, który cierpliwie czeka i obserwuje sytuacje z dystansu, aby w krytycznym momencie wejść do akcji i wcisnąć gaz do dechy. Edgara Wrighta, reżysera filmu, ponoć od lat prześladował pomysł filmu właśnie o takim bohaterze, ale który synchronizowałby każdy swój ruch z muzyką. I dla Baby'ego muzyka jest niezbędnym podkładem nie tylko jazdy za kółkiem, ale także codzienności.
Historia jest lekka i nieco naiwna, ale idealnie odpowiada filmowej formule przedstawiającej popkulturową mieszankę motywów i stylów, dlatego to pozycja obowiązkowa dla pasjonatów kina, którzy lubują się w odszukiwaniu różnych filmowych tropów. Także mimo wykorzystania pewnych schematów fabularnych, dobrze trzyma w napięciu, a ponadto główny pomysł filmu ma w sobie świeżość i autentyczność: to muzyka nadaje tu rytm, sens i najwięcej mówi o fascynacjach i charakterze głównego bohatera.
Baby Driver od początku do końca jest jazdą bez trzymanki i to okraszoną znakomitą muzyką. Akcja jest nadzwyczaj dynamiczna i wciągająca, ale wątki, które są niezbędne lub istotne, zostają odpowiednio przedstawione. Chociaż w tym przypadku trudno mówić o bardzo pogłębionym portrecie psychologicznym postaci, to ich motywacje są wiarygodne i dość szybko zaczyna się darzyć bohaterów sympatią. Dobry jest Ansel Elgort grającego głównego bohatera, świetny Jamie Foxx w roli jednego z mafijnych rzezimieszków i przeurocza Lily James w roli Deborah, w której zakochuje się Baby. Strona realizacyjna i montażowa również stoją na wysokim poziomie, chociaż przed seansem nie spodziewałam się jednak, że takie wrażenie mogą zrobić na mnie pościgi samochodów (ostatnio zachwyciły mnie pościgi w najnowszym Mad Maxie).
Soundtrack Baby Driver stanie się jedną z najlepszych ścieżek muzycznych ostatnich lat, przynajmniej z pewnością w moim własnym zestawieniu. Muzykę słychać niemalże w każdej scenie, dopełnia film i nadaje mu charakteru. Ogromną zaletą jest wybór piosenek, bo wykracza poza klasyczny wybór rockowych przebojów. Bohemian Rapsody? Skądże, Queen pojawia się na playliście, ale z mniej oczywistym utworem Brighton Rock. Słychać też funk, pop przełomu lat 50 i 60. czy nawet egipskie reggae. Ten soundtrack to energetyczny miszmasz gatunków i nastrojów. Baby Driver – chociaż jest filmem rozrywkowym i przystępnym – to kryje w sobie mnóstwo treści, ponieważ to wyznanie miłosne: sztuce kina i przede wszystkim muzyce.
Ocena: 9/10 💟
Baby. Tak, główny bohater ma ksywę Baby, bo jest najmłodszy w towarzystwie mafii i rabusiów, z którymi współpracuje. Na pierwszy rzut oka wygląda niepozornie, bo właściwie to introwertyczny nastolatek z ciemnymi okularami na nosie i słuchawkami w uszach. Jaka jest jego supermoc? Wozi różnych podejrzanych typów na napady i rozboje, ponieważ jest niezawodnym kierowcą. Tak, jest tym, który cierpliwie czeka i obserwuje sytuacje z dystansu, aby w krytycznym momencie wejść do akcji i wcisnąć gaz do dechy. Edgara Wrighta, reżysera filmu, ponoć od lat prześladował pomysł filmu właśnie o takim bohaterze, ale który synchronizowałby każdy swój ruch z muzyką. I dla Baby'ego muzyka jest niezbędnym podkładem nie tylko jazdy za kółkiem, ale także codzienności.
Historia jest lekka i nieco naiwna, ale idealnie odpowiada filmowej formule przedstawiającej popkulturową mieszankę motywów i stylów, dlatego to pozycja obowiązkowa dla pasjonatów kina, którzy lubują się w odszukiwaniu różnych filmowych tropów. Także mimo wykorzystania pewnych schematów fabularnych, dobrze trzyma w napięciu, a ponadto główny pomysł filmu ma w sobie świeżość i autentyczność: to muzyka nadaje tu rytm, sens i najwięcej mówi o fascynacjach i charakterze głównego bohatera.
Baby Driver od początku do końca jest jazdą bez trzymanki i to okraszoną znakomitą muzyką. Akcja jest nadzwyczaj dynamiczna i wciągająca, ale wątki, które są niezbędne lub istotne, zostają odpowiednio przedstawione. Chociaż w tym przypadku trudno mówić o bardzo pogłębionym portrecie psychologicznym postaci, to ich motywacje są wiarygodne i dość szybko zaczyna się darzyć bohaterów sympatią. Dobry jest Ansel Elgort grającego głównego bohatera, świetny Jamie Foxx w roli jednego z mafijnych rzezimieszków i przeurocza Lily James w roli Deborah, w której zakochuje się Baby. Strona realizacyjna i montażowa również stoją na wysokim poziomie, chociaż przed seansem nie spodziewałam się jednak, że takie wrażenie mogą zrobić na mnie pościgi samochodów (ostatnio zachwyciły mnie pościgi w najnowszym Mad Maxie).
Soundtrack Baby Driver stanie się jedną z najlepszych ścieżek muzycznych ostatnich lat, przynajmniej z pewnością w moim własnym zestawieniu. Muzykę słychać niemalże w każdej scenie, dopełnia film i nadaje mu charakteru. Ogromną zaletą jest wybór piosenek, bo wykracza poza klasyczny wybór rockowych przebojów. Bohemian Rapsody? Skądże, Queen pojawia się na playliście, ale z mniej oczywistym utworem Brighton Rock. Słychać też funk, pop przełomu lat 50 i 60. czy nawet egipskie reggae. Ten soundtrack to energetyczny miszmasz gatunków i nastrojów. Baby Driver – chociaż jest filmem rozrywkowym i przystępnym – to kryje w sobie mnóstwo treści, ponieważ to wyznanie miłosne: sztuce kina i przede wszystkim muzyce.
Ocena: 9/10 💟
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz