Kosmiczna osobliwość – recenzja filmu Pierwszy człowiek
W pierwszym filmie Damiena Chazelle’a w Whiplash młody perkusista ślepo dąży do osiągnięcia poziomu wyznaczonego przez swojego nauczyciela. W La La Land, w kolejnym filmie reżysera, realizacja marzeń o karierze artystycznej oznacza poświęcenie dla niej innych celów. W Pierwszym człowieku historia głównego bohatera rozszerza się o moment po realizacji wyznaczonego celu. Okazuje się, że spełnienie marzenia nie zmieniło tego, kim jest ani nie zmniejszyło jego lęków ani tęsknot.
Tym bohaterem jest Neil Armstrong – pierwszy człowiek, który stanął na Księżycu. Ułamek historii podboju kosmosu w rękach innych twórców mógłby stać się patetycznym, rozbuchanym dziełem o pokonaniu sił kosmosu przez człowieka. Scenariusz Josha Singera w reżyserii Damiena Chazelle’a to intymny portret słynnego amerykańskiego astronauty.
Już w pierwszej scenie widz wraz z Armstrongiem zostaje zamknięty w ciasnej, dusznej kabinie samolotu. Jest ciemno i głośno. Wewnątrz wszystkie urządzenia i wskaźniki są rozdygotane, jakby za chwilę cała maszyneria miała się rozlecieć w powietrzu. Tak jednak się nie dzieje – nagle chaos cichnie, a przed naszymi oczami ukazuje się zapierających dech w piersiach obraz górnych warstw atmosfery ziemskiej. Ten doświadczalny lot nowym modelem samolotu to tylko ułamek tego, co czeka na widza później podczas prób lotów kosmicznych i samej wyprawy na księżyc. Pierwszy człowiek zdumiewająco obrazuje wrażenia, które mogły towarzyszyć pierwszym astronautom. To także jeden z głównych powodów, dla których warto obejrzeć ten film w kinie – na mniejszym ekranie i z gorszym nagłośnieniem te doznania nie będą tak odczuwalne.
Przedstawienie kosmosu i lotów kosmicznych to nie jedyny powód, dla którego warto obejrzeć nowy film Damiena Chazelle’a: to także dobrze wykreowana postać Neila Armstronga. Inżynier, pilot lotów doświadczalnych, astronauta, dowódca Apollo 11 i wreszcie pierwszy człowiek na księżycu jest… kruchy i zamknięty w sobie. Wewnętrznie roztrzęsiony jak wariujące wskaźniki w statku kosmicznym, nad którym utraciło się kontrolę. Armstrong tłumi rozpacz po starcie córki, a potem żałobę po śmierci przyjaciół. Jest skupiony na celu, zdeterminowany, aby zachować pozorny spokój i nie utracić kontroli. Daje upust swoim emocjom tylko czasem, w zupełnym odosobnieniu, jednak to za mało, aby opuścić mur, który sam sobie zbudował.
Pierwszy człowiek stara się ująć też tło społeczno-polityczne czasów, w których dochodziło do prób lotów kosmicznych. Jest to czas burzliwy: druga połowa lat 60. w USA to wyścig zbrojeń i rywalizacja gospodarcza z ZSRR, wojna w Wietnamie, powstanie kontrkultury… Amerykańskie społeczeństwo nękają liczne problemy i niepokoje, więc dla jego części przeznaczanie niebotycznych kwot na białych facetów w kosmosie jest nonsensem. Ujęcie tego tła trochę równoważy introspekcyjny charakter opowieści, jednak nadal to przede wszystkim historia o niewysłowionej stracie i niemożności wyrażenia emocji, które oddzielają od świata.
Na uwagę zasługuje też Ryan Gosling w roli Neila Armstronga. Chyba pierwszy raz miałam poczucie, że Goslingowi udało się wykreować i ożywić swoją postać. Dobrze partneruje mu też Claire Foy w roli żony Janet (z każdym jej występem staję się jej coraz większą fanką). Właściwie trudno znaleźć w tym filmie jakieś słabości. Ma świetnie napisany scenariusz, dobrą reżyserię, dźwięk, zdjęcia, robiące wrażenie efekty specjalne. Ten kameralny, ale zarazem efektowny obraz mógłby zostać włączony do kanonu najlepszych produkcji o kosmosie.
Pierwszy człowiek
tytuł oryginalny: First Man
reżyseria: Damien Chazelle
scenariusz: Josh Singer
gatunek: biograficzny, dramat
produkcja: USA
premiera: 19 października 2018 (Polska), 29 sierpnia 2018 (świat)
obsada: Ryan Gosling, Claire Foy, Jason Clarke, Kyle Chandler, Corey Stoll, Patrick Fugit
ocena: 8/10
Tym bohaterem jest Neil Armstrong – pierwszy człowiek, który stanął na Księżycu. Ułamek historii podboju kosmosu w rękach innych twórców mógłby stać się patetycznym, rozbuchanym dziełem o pokonaniu sił kosmosu przez człowieka. Scenariusz Josha Singera w reżyserii Damiena Chazelle’a to intymny portret słynnego amerykańskiego astronauty.
Już w pierwszej scenie widz wraz z Armstrongiem zostaje zamknięty w ciasnej, dusznej kabinie samolotu. Jest ciemno i głośno. Wewnątrz wszystkie urządzenia i wskaźniki są rozdygotane, jakby za chwilę cała maszyneria miała się rozlecieć w powietrzu. Tak jednak się nie dzieje – nagle chaos cichnie, a przed naszymi oczami ukazuje się zapierających dech w piersiach obraz górnych warstw atmosfery ziemskiej. Ten doświadczalny lot nowym modelem samolotu to tylko ułamek tego, co czeka na widza później podczas prób lotów kosmicznych i samej wyprawy na księżyc. Pierwszy człowiek zdumiewająco obrazuje wrażenia, które mogły towarzyszyć pierwszym astronautom. To także jeden z głównych powodów, dla których warto obejrzeć ten film w kinie – na mniejszym ekranie i z gorszym nagłośnieniem te doznania nie będą tak odczuwalne.
Przedstawienie kosmosu i lotów kosmicznych to nie jedyny powód, dla którego warto obejrzeć nowy film Damiena Chazelle’a: to także dobrze wykreowana postać Neila Armstronga. Inżynier, pilot lotów doświadczalnych, astronauta, dowódca Apollo 11 i wreszcie pierwszy człowiek na księżycu jest… kruchy i zamknięty w sobie. Wewnętrznie roztrzęsiony jak wariujące wskaźniki w statku kosmicznym, nad którym utraciło się kontrolę. Armstrong tłumi rozpacz po starcie córki, a potem żałobę po śmierci przyjaciół. Jest skupiony na celu, zdeterminowany, aby zachować pozorny spokój i nie utracić kontroli. Daje upust swoim emocjom tylko czasem, w zupełnym odosobnieniu, jednak to za mało, aby opuścić mur, który sam sobie zbudował.
Pierwszy człowiek stara się ująć też tło społeczno-polityczne czasów, w których dochodziło do prób lotów kosmicznych. Jest to czas burzliwy: druga połowa lat 60. w USA to wyścig zbrojeń i rywalizacja gospodarcza z ZSRR, wojna w Wietnamie, powstanie kontrkultury… Amerykańskie społeczeństwo nękają liczne problemy i niepokoje, więc dla jego części przeznaczanie niebotycznych kwot na białych facetów w kosmosie jest nonsensem. Ujęcie tego tła trochę równoważy introspekcyjny charakter opowieści, jednak nadal to przede wszystkim historia o niewysłowionej stracie i niemożności wyrażenia emocji, które oddzielają od świata.
Na uwagę zasługuje też Ryan Gosling w roli Neila Armstronga. Chyba pierwszy raz miałam poczucie, że Goslingowi udało się wykreować i ożywić swoją postać. Dobrze partneruje mu też Claire Foy w roli żony Janet (z każdym jej występem staję się jej coraz większą fanką). Właściwie trudno znaleźć w tym filmie jakieś słabości. Ma świetnie napisany scenariusz, dobrą reżyserię, dźwięk, zdjęcia, robiące wrażenie efekty specjalne. Ten kameralny, ale zarazem efektowny obraz mógłby zostać włączony do kanonu najlepszych produkcji o kosmosie.
Pierwszy człowiek
tytuł oryginalny: First Man
reżyseria: Damien Chazelle
scenariusz: Josh Singer
gatunek: biograficzny, dramat
produkcja: USA
premiera: 19 października 2018 (Polska), 29 sierpnia 2018 (świat)
obsada: Ryan Gosling, Claire Foy, Jason Clarke, Kyle Chandler, Corey Stoll, Patrick Fugit
ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz