Oby było jeszcze lepiej. Uwagi o „Przebudzeniu Mocy” [spoilery!]
Kiedy premiera kolejnej części?
Chcę własnego BB-8!
To moje pierwsze komentarze po obejrzeniu najnowszej części gwiezdnej sagi pt. Przebudzenie Mocy. Co więcej, nigdy nie byłam wielką fanką Gwiezdnych wojen, poznałam je dość późno – a więc nie mam do nich sentymentu tak jak osoby, które oglądały je w dzieciństwie czy wieku nastoletnim – nie czekałam na tę premierę, poszłam do kina bez żadnych oczekiwań, mając jedynie nadzieję na dobrą rozrywkę. Otrzymałam dużo więcej, bo nie tylko świetną zabawę, ale coś, co sprawiło, że na tyle wciągnął mnie ten świat, że już teraz z niecierpliwością wyczekuję kolejnych części. W skrócie: Przebudzenie Mocy to świetny wstęp do kolejnej trylogii Gwiezdnych wojen. Uwaga, tekst zawiera spoilery.
Nie sądziłam, że dzięki Przebudzeniu Mocy stanę się fanką Gwiezdnych wojen. |
Historia lubi się powtarzać
Fabuła Przebudzenia Mocy jest podobna do tej z Nowej nadziei – co jedni postrzegają jako zaletę, a drudzy jako wadę. To podobieństwo fabularne w ogóle mnie nie zrażało, bo pewna szablonowość historii Gwiezdnych wojen jest dla nich charakterystyczna – w końcu to space opera nosząca znamiona baśni. A jak wiadomo, baśń opiera się na znanym wszystkim schemacie walki dobra ze złem, akcji rozgrywającej się w bliżej nieokreślonym miejscu i czasie, bohaterze, który musi przejść próbę swoich umiejętności i charakteru, aby ocalić innych i dorosnąć.
Tenże schemat, niejako też opowieści inicjacyjnej, pojawia się w Przebudzeniu Mocy. Akcja tak jak zawsze rozgrywa się „dawno, dawno temu w odległej galaktyce”, ci „źli” to tym razem wyznawcy Nowego Porządku powstałego na zgliszczach Imperium, a wybrańcem, a właściwie wybrańczynią, jest Rey, uboga dziewczyna, która dowiaduje się, że dysponuje Mocą i powinna przystąpić do treningu Jedi, aby stanąć do walki z Ciemną Stroną Mocy. Ten najważniejszy schemat fabularny Gwiezdnych wojen wykorzystany w Przebudzeniu Mocy dobrze się sprawdza jako początek nowej trylogii, jednak w kolejnej części twórcy powinni przedstawić bardziej pomysłowe kontynuacje poszczególnych wątków.
Harrison Ford trochę się postarzał, jednak Chewie nadal trzyma formę! |
Przebudzenie Mocy nie tylko wykorzystuje schemat z pierwszej trylogii, ale również łączy się z nią fabularnie i nawiązuje do niektórych jej motywów. Wystarczy tylko wspomnieć o obecności Hana Solo i Lei, Chewbaccy, robocie C-3PO i R2-D2 czy o statku Sokole Millenium i kantynie z jej barwnym, międzyplanetarnym towarzystwem. Chociaż nie jestem aż tak zżyta z Gwiezdnymi wojnami, to widząc te nawiązania, poczułam pewną nostalgię. Nie można też nic zarzucić Harrisonowi Fordowi jako Hanowi Solo ani Carrie Fisher jako Lei, którzy podołali wyzwaniu ponownego wcielenia się w postacie, które ostatnio odgrywali ponad trzy dekady temu: nadal można było wyczuć między nimi chemię. Tylko nadal nie daje mi spokoju to, czy Chewbaccę również odgrywał ten sam aktor, co 30 lat temu.
Z maską czy bez maski
Znacznie większe kontrowersje niż podobieństwo Przebudzenia Mocy do Nowej Nadziei wzbudza postać Kylo Rena. Wnuk Dartha Vadera, który podtrzymuje tradycję czarnych charakterów ukrywających swoje oblicze za maską, podzielił fanów na dwa obozy. Jedni mówią, że Kylo Ren to klęska, niepozorny i niestabilny emocjonalnie chłopiec, którego nie można brać na poważnie, szczególnie po zdjęciu przez niego maski. Drudzy twierdzą, że to ciekawa postać z dużym potencjałem. Ja należę do tej drugiej grupy. Właśnie ta niestabilność i rozdarcie wewnętrzne Kylo Rena są interesujące i nadają mu wiarygodności. Na powtarzalność fabuły w tym wypadku przymykam oko, jednak to dobrze, że nowi bohaterowie mają swoje indywidualne rysy. Kylo Ren nie jest zły, bo po prostu jest zły – dręczą go problemy emocjonalne i demony przeszłości, chce być jak Darth Vader, jednak wie, że nigdy mu nie dorówna, ale jednocześnie nie może już zawrócić z obranej drogi.
Postać Kylo Rena ma potencjał. Zarówno z maską, jak i bez. |
Estetyka, Imperium i naziści
Kostium Kylo Rena to unowocześniona wersja stroju Dartha Vadera, a zaś uniformy wyznawców Nowego Porządku stylistycznie są zbliżone do mundurów nazistów. Nie jest to wyjątkowo oryginalna inspiracja, jednak efekt zdecydowanie pasuje do charakteru tego systemu, a sama stylistyka kostiumów zwraca uwagę swoją dostojnością i wojskowym sznytem. Oprócz tego odniesienie do nazizmu jest szczególnie widocznie w widowiskowej scenie, w której generał Hux przemawia do zebranej na ogromnym placu licznej armii. Odchodząc od kostiumów, film wizualnie jest raczej przyjemny dla oka – co ważne, nie nadużyto efektów specjalnych.
Scena, w której generał Hux przemawia do armii jest całkiem widowiskowa. |
Coś im za dobrze idzie
Logika nigdy nie była mocną stroną Gwiezdnych wojen: wygrane walki, które z góry wydawały się przegrane, zniszczenie potężnej kosmicznej stacji bojowej zaledwie jednym strzałem, nieoczekiwane odkrycia więzów pokrewieństwa – coś, czego nie wybaczylibyśmy innym filmom, tutaj uważamy za standard. Chociaż Rey i Finnowi trochę zbyt łatwo przychodzi pokonywanie kolejnych przeszkód, to jednak nie jest to jakaś wielka wada tego filmu. Mimo to postacie nie są przedobrzone, nie są ani przesadnie bohaterskie, ani tchórzliwe, wypadają dość naturalnie. Zabrakło mi tylko postaci Poego, o którym pewnie więcej się dowiemy w kolejnym filmie.
Roboty i koty
Droid BB-8 to naprawdę wierny kompan. |
Podsumowanie
Można powiedzieć, że Przebudzenie Mocy to odświeżona wersja Nowej nadziei, jednak nie postrzegam tego jako wady. To także dobrze zrealizowana kontynuacja historii – sprawnie łącząca dawne wątki z nowymi. Film to świetne wprowadzenie do trylogii, jednak trudno, żeby funkcjonował całkiem niezależnie od swojej kontynuacji, dlatego trzymajmy kciuki, aby kolejne części były jeszcze lepsze.
Jakie są wasze opinie o Przebudzeniu Mocy?
EDIT.: Chewbaccę jednak gra ten sam aktor, co w latach 80. – Peter Meyhew.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz